Ledwo co cieniejący półksiężyc zaglądał do nas przez schroniskowe okienka. W porannej drzemce świt pojawił się błyskawicznie. Pojawił się chyłkiem niepostrzeżenie. Myśl, że na zewnątrz panuje listopadowy chłód nie pozwalała nam wstać. Myliliśmy się tą myślą, bo w rzeczywistości poranek był rześki i dość ciepły. Gwieździste nocne niebo zniknęło, a o poranku zalazło chmurami. Jednak to co teraz zobaczyliśmy przez schroniskowe okienka narzuciło nam swą wolę, bo było piękne i powabne. Zwabiło nas momentalnie do pośpiesznego założenia czegokolwiek na siebie i wyjścia na zewnątrz. Beskidzkie Wyspy owładnęły nas dzisiaj magnetyczną urodą. Zamarzyliśmy odkrywać je na nowo.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz