Powolutku ruszamy w dół z niedosytem, bo przecież wiemy jak bardzo widokowa jest ta połonina, lecz wtedy z zasłony chmur wyłania się jak z otchłani dolina Wetliny. Za nami jawi się krzyż, który jeszcze przed momentem był niewidoczny. Zarys jego robi się bardziej wyrazisty. Mgliste chmury przepływają przez górę ławicami, na przemian przysłaniając i odsłaniając widoki na otoczenie. Rozrywane są wiatrem na większe strzępy, potem ewidentnie rzednieją. Wkrótce wiatr nieco milknie. Na południu widzimy kształtne obłoki promieniujące świetlistą aureolą blasku słońca...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz